poniedziałek, 25 kwietnia 2022

Czy to już depresja?

Tonę. 

Kolejny poniedziałek, a ja nie umiem się ruszyć. Musze wstać. Musze się umyć i iść na nockę. Nie umiem. Wiem, że mnóstwo energii zużyję żeby pójść... Chore.
Ja jestem chora. Myślałam, że po tych kilku tygodniach mi przeszło, że "epizod depresyjny", jak to nazwała moja psycholożka, mam już za sobą. Nie mam. Minął weekend, za mną cały dzień i im bliżej wyjścia tym bardziej mnie paraliżuje.
Kurwa.
Znowu się sypię. Znowu. Tydzień byłam w pracy, a może dwa? Sama już nie wiem... Nie, jeden, kurwa jeden. Tyle z regeneracji, tyle z energii po moim poprzednim L4.
A przede mną 3 tygodnie mijania się z M. Nie dam rady... nie wiem jak ;(


czwartek, 31 marca 2022

Znowu widzę ciemniość, rozpacz i chujnie.

Mam dość. Mam serdecznie dość. Chce mi się płakać na okrągło. Jeżeli nie mogę płakać to chodzę albo dobita albo wkurwiona. Psycholog pomógł mi na jakiś czas. Ale znowu się sypię, sypie się i nie wiem jak ona ma mi dziś pomóc. Bo dziś jest wizyta, notabene za pół godziny. A ja nie mam sił wyjść z domu, nie chce mi się. Chcę tylko... być, wegetować, najlepiej pod kołdrą... Nie mam sił, tych fizycznych i psychicznych coraz bardziej. Wspieram mojego M. bo i on się sypie, podwyżki budowlanki i zresztą wszystkiego innego, też go dobiła. Ale sama nie wiem jak mam sił dodać sobie :( Wstaje dzień po dniu, robię swoje, jakimś cudem... czasem jak automat, ale jak tylko mam chwile wolną to jest ciemność, ból i samotność. Uzależniam sie od fb, insta, czegokolwiek co zajmie mi myśli. W domu jeżeli chce coś zrobić to najlepiej jakby był włączony jakiś film żebym na nim się skupiła, żeby ktoś coś gadał, odwracał moją uwagę... Mijanie się z M. nie pomaga, trzy zmiany rozpierdoliły wszystko.
Idę, pora się przebrać i wyjść. Ale po co?



czwartek, 24 marca 2022

Dużo zmian.

Byle do przodu. Zawsze może być gorzej... Oby nie :(

Budowa, która okazała się trudniejsza niż sadził mążu nim zaczynał. Starania się o dziecko ciąg dalszy, klinika niepłodności. Praca, która nie przynosi satysfakcji. Moje życie.

Mam tak dużo, a równocześnie czuje jak wszystko się sypie... i buduje.

Zbyt wiele emocji, zbyt wiele myśli i marzeń.

piątek, 12 lipca 2019

Jest dobrze jak jest.

Starania się o dziecko nie idą. Przetkali mnie, bolało jak cholera i nic. Przetkali - mam na myśli badanie HSG. Jakby kto pytał, to bolało jak skur... Myślałam, że to dobrze, że porozrywało ewentualne zrosty w jajowodzie, ale gdzie tam. A może pozrywało... krwi było sporo. Ale teraz, dwa miesiące później, jak widać nie pomogło. Byłam u mojej gin, kolejne badania hormonów, tabletki wspomagające kobiety starające się o ciąże (Ovarin), i do przodu. Staram się za dużo nie myśleć, myślenie boli. Zrobiłam za to tatuaż, ostatni w moich planach. Były zaplanowane trzy i wszystkie są. Co prawda mój M. nie miałby nic przeciwko jakbym wydziarała sobie np. udo. Moje dziary cieszą go chyba bardziej niż mnie. No cóż, tę nową na plecach będzie oglądał głownie on :P
Po za tym, do przodu, jakoś. Pracy na razie nie zmieniam, nie ma to sensu. Jest dobrze jak jest. Trzeba tylko wziąć się w garść.

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Poszukiwanie siebie.

Nie umiem znaleźć swojego miejsca.
Jakby ktoś mnie zapytał, czy jestem szczęśliwa, to odpowiedziałabym, że tak. Ale równocześnie, nie jestem. Nie umiem siebie odnaleźć. Ciągle siebie szukam, jeśli ktoś jest w stanie to zrozumieć. Dziś, jak to zwykle u mnie bywa, gdy nie poszłam do pracy, jest dzień na przemyślenia. I szukam, gdzie jest ta dziewczyna z pasjami? Pewnych rzeczy, wiem, że nie byłabym dzisiaj w stanie robić, np. grafiki komputerowej. Za dużo do tyłu, nie kręci mnie to już tak. Florystyka, fotografia, pisanie...? I pustka. Chciałabym pisać, głowa pełna tekstów, opowiadań, historii, ale gdybym miała usiąść i to spisać...? Pustka. Czuje się życiową łamagą. Ostatnio kręcą mnie paznokcie, ku mojemu największemu zdziwieniu, bo kilka lat temu jak chodziłam na Wizaż i stylizację paznokci, to właśnie tych paznokci nie znosiłam, ale to były żele, których w sumie dalej nie lubię. Ale dlaczego? Bo to długo trwa. Niby jestem osobą cierpliwą, ale robienie paznokci przez 4 godziny, no ok, sobie jeszcze mogę, ale komuś? Sobie robię oczywiście hybrydy. Cienkie, w miarę krótkie, ale bez przesady, żadnych szpon. Kręci mnie zdobnictwo, czyli gdzieś właśnie te moje zamiłowanie do rysowania, do grafiki, tylko, że w innym wydaniu. Ale robić to komuś? Kurcze, ostatnio robiłam mojej mamie 5 bitych godzin, ręce ze stresu mi się trzęsły, paznokcie mamy w opłakanym stanie, jak tu je doprowadzić do ładu? Jakoś doprowadziłam, biorę się za malowanie, zdobienie... zdobiłam, coś co już sobie robiłam, a u mamy, wbrew prawom "fizyki" no nie chciało wyjść. Katastrofa. Siostra uparła się, żebym jej robiła paznokcie, bo ja potrenuje, ona zaoszczędzi, do tego ja robię taki ładny kształt... I co? Miało pójść szybko, a tam zamiast zwykłej bazy, jakieś gówno, za przeproszeniem, nieodmaczalne w acetonie. Gdybym może posługiwała się frezarką, to bym to ściągnęła szybko, a tak piłowałam pilniczkiem. I to, i tak nie spiłowałam całej bazy, bo nie chciałam jej uszkodzić paznokci i bawić się z tym jeszcze dłużej. Gdy przyszło do malowania było już na tyle późno, że zamiast ładnego, trudnego zdobienia, było ładne ale proste i szybkie. 4 godziny to robiłam, a miało pójść szybko. No i potem ból kręgosłupa przez 3 dni. Myślałam o zrobieniu kursu z Semilaca, frezarka plus jakieś zdobnictwo, ale czy warto inwestować w to pieniądze? We mnie? Dla siebie samej, ja tego nie potrzebuje, jeżeli miałabym robić komuś na większą skale tak. Ale czy będę...?
Pod wpływem chwili zaczęłam szukać w internecie artykułów pod hasłem "praca w domu". No niby dla mnie, jakiś copywriter, no bo, grafika odpada. Ale przecież ja nie mam wprawy w pisaniu. Całe życie chce pisać, ale tego nie robię. Jeszcze jako nastolatka coś tam próbowałam, ale wena kapryśna. A tu nie o to chodzi, chodzi o ćwiczenie, a nie stworzenie od razu materiału na bestseller. Niby wiem to teraz, ale tyle lat zmarnowanych.
Wczoraj trafiłam na reklamę, na fb, książki kobiety, która jak ja, zawsze miała wybujałą wyobraźnie, i po studiach postanowiła spełnić swoje marzenie, napisała książkę (Ewa Olchowa - "Wychodząc z ukrycia"). Udostępniła 3 pierwsze rozdziały, za darmo, żeby najpierw poznać powieść, nim zdecyduje się o jej zakupie. Fabuła ciekawa, widać, że inspirowana Stephenie Meyer, ale czytając pomyślałam, że to tekst kogoś znacznie młodszego. Potem doczytałam, że to jej pierwsza książka, no tak, musi wyrobić sobie styl pisania. A co, gdybym ja coś napisała, ba wydała? Myślę, że tak samo czuć by było "świeżaka".
Przede mną 30 urodziny. Gdzie jestem? Czy tego dla siebie chciałam? Jedyne co mi się udało, a nawet nie mi, to mój mąż.

Moje teraźniejsze paznokcie.

poniedziałek, 6 maja 2019

Ale idę do przodu.

Va'esse deireádh aep eigean, va'esse eigh faidh'ar.
Coś się kończy, coś się zaczyna.
Czekam, mam nadzieję, zaklęcie, bo nic nie trwa wiecznie, a po deszczu wstaje słońce. Coś zawsze się kończy, czy tego chcemy, czy nie, a gdy na to czekamy, czasem czas płynie wolniej, dłuży się.

A czas płynie

A czas płynie niczym bursztynowy płyn.
Czy coś się zmieniło? Nie bardzo.
Walczę, staram się, ale czy to coś daje? Dziś 5 piw. Pierwsze do gry This War Is Mine o 22. Potem kolejne. Potem film, bo mam jeszcze pół piwa, potem kolejne, bo film jeszcze trwa, a potem kolejny film i kolejny... I mamy 8 rano a na biurko kolejne, ale nie otworzone. O 10-12 spodziewam się kuriera, więc warto iść spać, na szczęście dziś nocka. Mam problem, a równocześnie myślę, że jeszcze go nie mam. Słabo... jak z tego mają być dzieci?