Czas leci nieubłaganie. Dopiero co miałam depresję, że muszę czekać do maja,
aż skończę brać tabletki, żeby móc się starać o dziecko, a tu już wrzesień.
Szczepionka pod język pomogła o tyle, że w wakacje nie bolało mnie gardło. Dziś
znowu boli, czyli działanie szczepionki się skończyło. Brać ją znowu, nie brać?
Staranie się o dziecko jakoś nie wychodzi, tzn. starać się staramy, ale nic z
tego nie wyszło. Za to miesiączki mam tak bolesne i obfite, że najlepiej byłoby
wziąć hormony. Przynajmniej tak zasugerował ginekolog... no ale jak się staramy
to się jeszcze postarajmy. A jak do października nic nie wyjdzie to... cóż,
hormony, szczepionka pod język, badania... Przynajmniej nie będę chorować
wiosną, i może tabletki antykoncepcyjne pomogą mi na moje co miesięczne dolegliwości.
A muszę coś zrobić! We wtorek wybrałam ostatnią nż, ból był tak duży, że
łyknęłam większa dawkę, niż zazwyczaj, tabletek. Tabletek, których i tak biorę
więcej niż powinnam, skończyło się to tak, że wieczorem dostałam rozwolnienia, a
następnego dnia w pracy, powtórkę.
"Sypie się", jak to mówi mój mąż.
W dodatku tydzień temu też nie byłam w pracy bo dostałam paskudnego zapalenia
pęcherza.
Sypie się. Jak nie zatoki, to miesiączka, jak nie to, to zapalenie pęcherza...
ból gardła, katar, kaszel... Uczucie, że ciągle jestem chora. Ale o dziwo nie
mam doła, przynajmniej nie takiego jaki był wiosną. Chyba to wszystko trochę po
mnie spływa, przyjmuje to z większą... apatią? Nie wiem. Pogodziłam się chyba z
tym, że wiecznie mi coś jest. Tylko jak tu pracować. Co rusz jakiś urlop na
żądanie, wybrane nadgodziny na szybko, na telefon, L4. Chciałabym żeby moim
jedynym problemem w pracy było lenistwo. Wolałabym po prostu móc codziennie
pójść do pracy, może troszkę z ociąganiem się, ale gdy już tam jestem to jestem,
i jest mi dobrze. Wiem jak to wygląda z boku. Co miesiąc jakieś wolne na
żądanie, jakby mi się nie chciało przepracować normalnie całego miesiąca bez
wolnego. Ech...
Do tego wszystkiego stoimy z moim M. przed ważną decyzją. Może zmienić pracę
na lepszą, lepiej płatną, z wieloma profitami, premiami itd. Miał szukać pracy
od następnego roku. Od stycznia sobie mówi byle do grudnia, bo w grudniu mija
mu 5 lat i wtedy dostałby ekstra premię, jedyną jaką jego zakład daje - raz na
5 lat. Ale w zakładzie gdzie pracuje szwagier, brat szwagra i dobry znajomy,
zwolniło się miejsce, i wszyscy trzej namawiają mojego męża żeby się u nich
zatrudnił. Każdy robi na innym stanowisku czy zmianie. I od dawna go namawiali
żeby się u nich zatrudnił. M. zawsze wysłuchiwał, kiwał głową, może nawet
myślał o tym serio, ale nie kwapił się do zwolnienia. Czekał jak rozwiąże się
sytuacja w jego firmie. Ale jakoś tak marnie tam idzie. Współpraca z jego Panią
kierownik to katastrofa, a przełożeni to akceptują.
Więc w weekend czeka nas poważna rozmowa i poważne decyzje. Bo tam gdzie robi
już ma pracę na stałe. A kto jak kto, ale ja wiem, jak bardzo to jest ważne.
Zbyt wiele straciłam prac, zbyt wiele firm przeszłam, żeby nie umieć docenić stałej
pracy. Tyle, że najlepsza praca to też praca spokojna, tzn. taka gdzie inni
pracownicy nie zatruwają Ci życia. A z tym M. akurat ma problem. I czasem lepiej
zmienić pracę i zarabiać mniej niż zatruwać się psychicznie. A w tym wypadku
mój M. mógłby zarabiać więcej i to dużo więcej, plus, podobno, mieć naprawdę
spokojną, dobrą pracę. Przynajmniej tak twierdzi ten, który jest najbardziej
obiektywny z trójki "namawiaczy".
Czeka nas poważna rozmowa, pozwane decyzje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz